wtorek, 29 stycznia 2013

Hold your breath.


"Miłość jest jak nar­ko­tyk. Na początku od­czu­wasz eufo­rię, pod­da­jesz się całko­wicie no­wemu uczu­ciu. A następne­go dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jed­nak poczułeś już jej smak i wie­rzysz, że będziesz mógł nad nią pa­nować. Myślisz o ukocha­nej oso­bie przez dwie mi­nuty, a za­pomi­nasz o niej na trzy godzi­ny. Ale z wol­na przyz­wycza­jasz się do niej i sta­jesz się całko­wicie za­leżny. Wte­dy myślisz o niej trzy godzi­ny, a za­pomi­nasz na dwie mi­nuty. Gdy nie ma jej w pob­liżu - czu­jesz to sa­mo co nar­ko­mani, kiedy nie mogą zdo­być nar­ko­tyku. Oni kradną i po­niżają się, by za wszelką cenę dos­tać to, cze­go tak bardzo im brak. A Ty jes­teś gotów na wszys­tko, by zdo­być miłość. - Paulo Coelho"


CZĘŚĆ I.


        'Znasz tą historie, kiedy serce pęka z bólu, a mimo to musisz stawiać krok na przód, aby przetrwać?'- zanotowała na małej kartce, którą wepchnęła do torby.


Odetchnęła z ulgą. Założyła rękawiczki i wcisnęła niedbale czapkę na głowę. Śnieg prószył mocno. Płatki zostawiały kropelki na jej jasnej cerze. Wracała - załamana. Chciała dojść do domu, ale nie była w stanie. Wieczór przypomniał jej każde wspomnienie, księżyc prześwietlał jej myśli, a gwiazdy śmiały się z głupoty i niewinności Sysi. Zakochała się, bez opamiętania i liczyła na happy end, który miał odmienić szarą rzeczywistość- odmienił, ale w piekło, z którego nie umiała się w żaden sposób wydostać.


CZĘŚĆ II.

W domu nikogo nie zastała. W jej chatce było przytulnie, pomijając fakt, że rodzice co chwile się kłócili. Nie mogła jednak narzekać.  W gruncie rzeczy kochała swoją mamę- ojca również. Rozłożyła się na łóżku. W ramach rozrywki podziwiała sufit. Nagle poczuła język na policzku.
- Brylant, ogarnij się - skarciła swojego czworonoga.
Pomerdał ogonkiem i posłusznie zaprzestał. Ułożył się w swoim kojcu i potulnie zwinął się w naleśnik.
Pogłaskała jego siwą główkę, po czym rzekła:
- Ty jedyny jesteś przy mnie zawsze - pocałowała jego pyszczek, a łzy wzruszenia samowolnie napłynęły jej do oczu. Sysia pół miesiąca temu rozstała się ze swoim chłopakiem - Kamilem. Bardzo chłopaka kochała. Był typem łobuza, a w ramach swoich zainteresowań jeździł na desce - co dodawało mu uroku. Dzięki niemu dziewczyna polubiła deskę,rolki i łyżwy. Lubił komponować utwory i miał talent do grafiki. Syśka często widziała na murach jego grafy - była pod ogromnym wrażeniem. Teraz przechodząc obok któregoś z nich wracały złe wspomnienia. Zostawił ją dla Gośki. Najpierw istniała jego wersja wydarzeń.
- Sylwia.. - zaczął beztrosko - Myślę, że nie pasujemy do siebie.
- A - zastanowiła się. Nic nie dodała. Pozwoliła mu odejść. Znalazł szybko nowa miłość - o imieniu Małgorzata.

                                                            ***
   Śnieg prószył, prószył a tak bardzo pragnęła wybrać się do skateparku w dzielni. Z tego powodu postanowiła iść się przewietrzyć. Założyła zimową kurtkę i wybiegła na dwór, zabierając ze sobą Brylanta.
Omijała wąskie, zaśnieżone uliczki. Nagle banda małych chłopców zaczęła rzucać w nią kulkami ze śniegiem. Nic by sobie z tego nie zrobiła, gdy by nie to, że dostała prosto w oko. Zabolało ją to.
- Ej bachory - wydarła się a na jej policzkach zawitał różowy kolor.
- Burak, burak, burak - zaczęły dzieciaczki.
Chciała odejść, ale zjawił się jakiś wybawca, który "zgasił" dzieciaczki.
- Ogarnijcie dupery, małe sknery. Do nauki - zarządził i po chwili banda maluszków była daleko.
 - Dziękuję - powiedziała i ułożyła usta w podkówkę.
- Proszę.. a ty mnie nie pamiętasz, prawda?
- Nie, a powinnam? - zapytała tak jakoś bez żadnych emocji.
- Kuba - powiedział po chwili dodając - Poznaliśmy się u Kamila na imprezie wiesz i tak zobaczyłem Cię i postanowiłem zagadać. Jak życie? Dawno Cię nie widziałem w sumie, wyładniałaś - dosładzał.
- Oj bez przesady - westchnęła - Kuba? Oj tak pamiętam. Miło Cię znowu widzieć.
- Jakiego masz słodkiego psa, mogę się dołączyć do tego spaceru? Jak tam Ci z Kamilem życie mija? Myślałem, że wszędzie razem chodzicie, a tu proszę samotnie wędrująca Sylwia, nie wiedziałem z początku, że to Ty.
- Pewnie - ucięła dziewczyna - Z Kamilem już nie jesteśmy razem - dorzuciła.
- Przykro mi - objął ją przyjaźnie - On za tobą tęskni.. wiem to.
- Skąd to wiesz? - spojrzała głęboko w jego oczy.
- Jesteśmy kumplami, wszystko wiem... zerwał z Gośką i ma zamiar wziąć się za Ciebie.. uważaj.
Zmieszała się, nie wiedziała co ma powiedzieć chłopakowi. Czuła,że to jakiś głupi żart.
- Kuba.. wiesz, powinnam już iść. Dziękuję za wszystko.
- Nie odprowadzić Cię?
- Nie, nie muszę jeszcze skoczyć do warzywniaka - skłamała.
Nie uszło to uwadze Kuby.
- Miałaś przecież spacerować z  Brylantem.
- Tak.. to znaczy ja muszę iść - I pognała w stronę alei Złotej.
   Pies dotrzymywał jej kroku. Kupiła marchew i pobiegła do domu.

                                                              ***

Rodzice znowu się kłócili. Miała dosyć. Wybuchła.
- Ile jeszcze będę musiała tego wysłuchiwać? - wrzeszczała. Nie umiała opanować emocji.
Trzasnęła drzwiami po czym przekręciła je kluczem, aby rodzicielka nie suszyła jej głowy.
Wzięła do rąk stary album. Łzy napłynęły do jej oczu, a tusz na rzęsach spływał wraz z wodą.
   Sięgnęła po pamiętnik- na pierwszej stronie zanotowała "Miłość cier­pli­wa jest, łas­ka­wa jest. Miłość nie zaz­drości, nie szu­ka pok­lasku, nie uno­si się pychą; nie jest bez­wstyd­na, nie szu­ka swe­go, nie uno­si się gniewem, nie pa­mięta złego; nie cie­szy się z nies­pra­wied­li­wości, lecz współwe­seli się z prawdą'
Zamknęła pamiętnik i objęła psa.





                                                       ***
   Słońce odbijało się w całej Warszawie. Postanowiła  wybrać się na małe zakupy. Włożyła ciuchy i po cichu wymsknęła się z domu. Śnieg topniał.Nagle na swoich biodrach poczuła czyjeś dłonie, a we włosach oddech. Odwróciła się, zobaczyła Kamila. Zimny dreszcz obiegł jej ciało.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo chłopak złapał jej ręce i zaczął całować.
- Kamil - powiedziała, gdy złapała powietrze.
- Kocham Cię, tak mocno - rzekł.
Pokręciła głową, chciała uciec. Cokolwiek. Nie mogła dłużej wytrzymać wzroku swojego byłego, który teraz stał się dobry.
- A - odpowiedziała.
- Tak bardzo Cię przepraszam..
- Nie.. no nie ma absolutnie za co - zaczęła sarkastycznie.
Spojrzała łobuzowi jeszcze raz w te brązowe ajsy i zaczęła iść w  kierunku domu.
- Zaczekaj - chwycił jej rękę - Teraz kiedy jestem przy Tobie nie pozwolę Ci nigdy odejść.
- Masz racje Kamil. Nie pozwolisz, bo już raz odszedłeś.. nie pamiętasz? To może Ci odświeżę - nie skończyła, gdyż przytkał jej usta.
- Przepraszam, pamiętasz jak było dobrze. Dajmy sobie jeszcze jedną szanse.
- Ty już je wykorzystałeś.
Dziewczyna pragnęła tej chwili, ale czar prysnął. Kamil się zmienił.. już nic nie mogło być jak dawniej. Była nieugięta.
- Kochanie.. tak cie pragne - zaczął.
- A ja Ciebie pragnęłam. To przeszłość. Zrozumiesz to w końcu? Tak bardzo mnie zraniłeś. Dopóki była Gośka jakoś o mnie nie pamiętałeś..  - ucięła.
- Gośka to przeszłość. Wiem co straciłem. Ty to skarb. Odzyskam Cię. Zapłacę każdą cenę. Nikt inny z tobą nie będzie.
- Przykro mi, ale nie jestem na sprzedaż- burknęła pod nosem - Zwijam się na chatę i już daj mi spokój.
Nic nie odpowiedział, a Sylwia błądziła myślami daleko. Przechodząc przez ulice.. nie patrzyła i właśnie wtedy to się wydarzyło...


                                                        ***
   Obudziła się w łóżku. Nie było to jej łóżko. Pachniało miętą i eukaliptusem. Dziewczyna była zdziwiona. Próbowała wstać, ale jej kończyny odmawiały posłuszeństwa.  Nagle do małego ciasnego pomieszczenia weszła kobieta ubrana na biało. 'Pielęgniarka - pomyśla'
- Gdzie ja je.. jestem? - zapytała ochrypłym głosem.
- Panienka na prawdę nic nie pamięta?
- Nie..
- Miałaś wypadek. Szłaś nieprzytomna i odbiłas się od samochodu. Na szczęście stłuczenia nie są groźne.. Twój chłopak w porę zareagował, inaczej mogłaby panienka nie żyć.
- Coo? Jaki chłopak?
- Panienka się prześpi. On czeka na korytarzu. Przyjdzie - powiedziała pielęgniarka i wyszła.
 Zasnęła.

                                                  ***
- Sylwia tak bardzo Cię kocham. Proszę obudź się - modlił się Kamil nad łóżkiem swojej kruszynki.
Ona nie reagowała. Za to co chwila wykrzywiała z bólu twarz. Śnił jej się zły sen. Chłopak to wyczuwał. 
- Chciałbym, żebyś coś powiedziała do mnie.. - powiedział.
Dziewczyna poruszyła powiekami.
- Kim jesteś? - zapytała.
Kamila to zabolało, bardzo. Serce przecięło mu się na dwie połówki.
- Nie pamiętasz? To ja Kamil - powiedział.
- Nic nie pamiętam.. przepraszam.
- Śpij.
Przez następne dni przychodził codziennie. Każda rozmowa kończyła się porażką:
- Ja nie pamiętam - odpowiadała.

CZĘŚĆ III

Sylwia leżała już w swoim łóżku. Jej chłopak odwiedział ją regularnie każdego dnia, przynosząc jej ulubione kwiaty, czekoladki. Dziewczyna nie wychodziła ze swojego pokoju. Z wesołej, radosnej Sysi - stała się zamknięto Sylwią. Rolety w pokoju miała zasłonięte. Nie chciała patrzeć na rany, które zostały na jej twarzy. Za każdym razem kiedy Kamil chciał je odsłonić wydawała z siebie jęk bólu i nienawiści. Próbował z każdej strony. Miał anielską cierpliwość.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie - odpowiedziała
- Może zaczniemy wszystko od początku?
- Nie chce - mówiła
Chciała umrzeć. Czuła się niepotrzebna, niechciana, niekochana. Nie rozumiała swojego życia. Nic nie pamiętała. 
- Dlaczego? chociaż spróbuj.. może wyjdziemy na spacer? 
- Za zimno
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, to wymówka.
Tak bardzo chciał ją pocałować. Cokolwiek. Poczuć jej bijące ciepło, ale jak na razie czuł powiew chłodu. Miał nadzieję, że Sylwia niedługo odzyska pamięć i wszystko wróci do normy. Miał nadzieję, że poskleja te puzzle, które rozwalił przez swoją głupotę. 
                                                                   ***

Zastał ją w łazience. Z nożem w ręku. Chciała się zabić, ale za brakło odwagi. Siedziała z jakimiś kapsułkami nad wanną. Nic nie powiedział, tylko mocno ją przytulił.
- Czemu ty nadal przy mnie jesteś, skoro ja cie tak bardzo nienawidzę, za to, że nie pozwolisz mi odejść do nieba, tam gdzie moje miejsce? - łzy zaczęły jej kapać.
- Twoje miejsce jest przy mnie, nie w niebie. Zrozum kocham Cię.
- Już drugi raz ratujesz mi życie, którego wcale nie potrzebuje.
- Potrzebujesz - wziął z jej ręki nóż i położył na regale.
Wtuliła się w jego ciepłe ramiona pierwszy raz odkąd wróciła do domu.
- Dziękuję - wydusiła z siebie.


Potem było już łatwiej. Z Kamilem było łatwiej przejść jej przez te trudne dla niej chwile.
Wszystko jej opowiedział. 6 lutego po raz pierwszy na jej twarzy ujrzał uśmiech. 
Na Walentynki planował coś powalającego słowa dotrzymał.
 14 luty- Walentynki.
Obudził ją sms. Zerknęła na wyświetlacz. Kamil.
'Wyjrzyj przez okno.'
Jak prosił tak uczyniła. Była zaskoczona. Wielki napis narysowany sprejem
'Sysia i Kamil = love forever.'
- Ty wariacie. Sąsiedzi zarzucą nam chuligaństwo.
- Mi, nie Tobie - pocałował ją w policzek, a ona się rozpłynęła.
- Tak bardzo za tym tęskniłam. Potrzebowałam tej miłości, tego ciepła. Dziękuję.
Objął ją mocno.
- A ja potrzebowałem Twojej osoby. Tego uśmiechu przede wszystkim.


                                                                             ***

Przez następne dni, tygodnie,minuty, sekundy przy Kamilu czuła się szczęśliwa. Codzienne sms-y, spotkania rozgniotły traumę jaką przeżyła przy wypadku. Czuła się bezpiecznie przy swoim chłopaku.
- Kocham Cię- mówił.
- Ja Ciebie- odpowiadała.
Ich pocałunek przerwał Brylant.
- Chyba twój czworonożny przyjaciel jest zazdrosny.
- Chyba tak, to chodźmy  z nim na spacer.. może się nie pogniewa.
Pies wesoło pomerdał ogonkiem
I właśnie tak w 3 spacerowali alejkami, obdarowując się całusami.
                        



sobota, 19 stycznia 2013

Bye bye my love.

"Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i
Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś,
Ale dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce
Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół
Ale kocham Cię, kocham, wciąż Cię kocham kurwa
I nie znam już innych słów
To jest zbyt trudne."



~ Kropelki deszczu waliły leciutko o szybę. Basia wciąż siedziała nad książką od biologii.
Układ oddechowy - coś okropnego - myślała  wertując podręcznik.
Szczerze nic jej się nie chciało, ale sprawdzian miała jutro a następnej dwójki załapać nie chciała.
- Basia kolacja - wołała mama.
- Idę - powiedziała.
Niechętnie zwlekła się z łóżka i pomaszerowała do kuchni. Na stole różne pyszności, ale tak jakoś od ostatnich wydarzeń nie chciało jej się jeść. Zostawił ją - Filip chłopak, którego bardzo kochała. Od tygodni nie rozmawiali. Mijali się na szkolnym korytarzu, w parku, u znajomych. Wymieniali tylko zawistne spojrzenia i każdy szedł w swoją stronę. Nawet chciała napisać ich historię, ale tak za każdym razem rozklejała się i nie dawała rady. Może była i wredna ale umiała odkryć w sobie tą wrażliwość, która przepełniała dno jej maleńkiego serduszka.
W głowie krążyły jej wspólnie spędzone chwile - wakacje w Bułgarii. Ciepły smak oranżady. Wszystko.
Bolało ją od środka tak bardzo, że Jego nie było przy niej. Niby nic strasznego się nie działo, ale mimo tego- nie przywykła do tej cholernej samotności.


Usiadła na łóżku i wsłuchała się w ciszę. Ta cisza ją zabijała.. Może nie dosłownie, w przenośni.Głos Pezeta rozbrzmiewał wśród ścian.
Mama czuła, że coś jest nie tak - ale nie naciskała na własne dziecko. Nie chciała zranić jej uczuć.
Co chwila łapała za telefon i sprawdzała czy nie przyszła wiadomość. Żałowała tego co powiedziała, ale z drugiej strony? Nie. Cieszyło ją to - zasłużył - myślała. Brakowało jej tego uśmiechu, tego debilizmu, ale cóż życie. Nagle poczuła wibrację - esemes od  Jagody. Tylko ona i Daria były przy niej w tych cięzkich chwilach. Nie odpisała. Jadzia nie dawała za wygraną, zadzwoniła.
- No ja się trzymasz, niedobruszku? - zapytała.
- A jak myślisz? Nie jest źle. Dzięki,że się troszczysz. - powiedziała.
- Muszę kończyc. Mama idzie, a miałam się uczyć. Trzymaj się.
- Pa - powiedziała i nacisnęła czerwoną słuchaweczkę.


Okryła się kocem i wsłuchiwała się w deszcz. Ukojenie. Spokój. Cisza.
Kochała deszcz- odzwierciedlał jej humor. Złamana dusza. Jeżeli można użyc takiego określenia oczywiście.
Postanowiła odpalić kompa i wypłakać się Darii. Wiedziała, że z początku dostanie opierdziel ale była miło zaskoczona, gdy przyjaciółka zareagowała.
- Znowu mowa o granacie? (tak go nazywały)
Od razu rozbawiła przyjaciółkę.
- Tak jest, myszko ma!
- Wiedziałam!
- 1:0 dla Ciebie.
Zeszła z czatu i usiadła na parapecie. Deszcz nadal lał, nic się nie zmieniło. No właśnie, nic się nie zmienia.
                                                                     ***

Pół godziny później leżała w łóżku okryta ciepłą pościelą. Przy głowie leżał telefon. Liczyła na jakiś znak, chociażby esemes. Nic takiego nie przyszło. Modliła się o sen - ale nie przyszedł.
Z rana obudziła się całkiem połamana oraz niewyspana. A szkoły przesunąć się nie dało, mama nie uznawała wagarowania z powodów takich jak stres czy ból głowy, uważała, że młody człowiek jest zdrowy i skory do uczęszczania na zajęcia.
   - Hej - zaczepiła ją na szkolnym korytarzu Kaja, szkolna miss sportowa, no i oczywiście plotkara number łan.
- Cześć - odburknęła  niemiło. Wiedziała, że Kajka szybko wyczai o co chodzi i zasypie ją pytaniami, albo już wiedziała. W sumie cała szkoła już chyba trzeszczała od plotek, niby wszystko ucichło ale ściany nadal szeptały "On Cię kocha. On tęskni." Zamknij się - pomyślała Basia zwracając się do szanownego mózgu.
Serce chyba jeszcze spało i dobrze.
- No to jak tam u Ciebie?- powiedziała ciepłym głosem, po czym poprawiła miodową grzywkę.
Basi nigdy niczego nie brakowało, przynajmniej tak jej się wydawało, ale jak spojrzała na to szkolne bóstwo, popadła w kompleksy. Mimo, że miała bardzo wysoką samoocenę. Ta miłość jednak zmienia. Postanowiła gruntownie wziąć się za siebie. Jedno tylko ją zastanawiało czemu ta dziunia jest taka miła. Cóż.
- No u mnie wszystko w porządku - wymusiła na twarz uśmiech po czym chciała odejść, ale poczuła dłoń nachalnej Kai na plecach.
- No to super, może byś wpadła do nas? Kręci się impreza.. wszyscy będą i ogólnie.. Filip się pytał czy będziesz. - zaświergotała.
Nagle w główce Basi pojawił się czerwony sygnał. Czy ta żmija polowała na Filipa? Nie, jemu nigdy nie podobały się landryny, ale musiał ją jakoś przekupić. Nie lubiły się ani trochę. Były z dwóch różnych światów a ona nagle zapraszała ją na mega imprezę i to w gronie Filipa. Coś było nie tak. Dziewczyna postanowiła jednak podjąć wyzwanie. Wyczyściła głos z panicznego lęku i melancholijnie rzekła:
- Tak, pewnie będę.
- Ze względu na Filipa? - świdrowała ją wzrokiem miodowłosa.
- Nie, ani mi tak nie myśl. Ja i on to zakończona sprawa, także idę wyłącznie dla dobrej zabawy - uśmiechnęła się aby uwiarygodnić tezę, którą przytoczyła po czym zebrała się do swojej klasy. Łzy napływały jej do oczu, ale postanowiła wywalczyć to co straciła. W sumie nawet nie wiedziała jak to było z tym ich związkiem. Czy można było to nazwać prawdziwym związkiem. Byli przyjaciółmi, potem zaczęło się trzymanie za ręce - niby normalnie, ale pewnego razu pod bramą jej domu tak mocno ją pocałował, że wiedziała, że to coś więcej. Od tego czasu dostawała milion esów, na które radośnie odpisywała. Martwiła się za każdym razem, gdy wpadło mu coś głupiego do makówki. On też się martwił. Wiedzieli o sobie chyba wszystko, byli jak magnesy. Ich charaktery zupełnie się różniły. Filip tryskał energią i dobrym humorem, był kochany no i uparty, Baśka natomiast wrażliwa, wredna i opiekuńcza oraz szalenie zwariowana.
Nikt nie mógł się pogodzić z tym, że tych dwoje połączyło prawdziwe uczucie. Do czasu wielkiej burzy...


                                                                       ***
Na lekcji nie mogła się skupić. Była myślami daleko, dlatego właśnie matematyczka poprosiła ją o rozwiązanie zadania. Chyba świat sprzysiągł się przeciwko niej - myślała podchodząc do tablicy.
Ręce jej drżały. Nie chciała się wygłupić, dlatego zebrała w sobie całą wiedzę i rozwiązała równanie.
-Następnym razem uważaj - skomentowała nauczycielka- ostatnio błądzisz daleko.
- Dobrze - odpowiedziała i następne pół lekcji w skupieniu słuchała wykładu o równaniach.
Do domu wracała samotnie. Deszcz odbijał się o szosę. Parasolki nie wzięła. Wróciła przemoczona. 
Szczęście w nieszczęściu, że rodzicielki nie było w domu - ochrzan murowany.
Zmieniła szybko ciuchy, po czym stanęła w lustrze i zaczęła się przeglądać. Nic jej nie brakowało. 
Przyciągała uwagę wielu chłopków z elo. Walnęła mocno w ścianę - To dlaczego Filip się odwrócił?- myślała. Chciała odgonić tą myśl i powrócić do czasów,kiedy bez tego osła było jej zdecydowanie lżej. Niestety czasy nie powracały a jej umysł ciągle krążył w okół Niego.
Może odwrócił się z powodu jej charakteru? Tego jak diametralnie potrafila zmienić swoje zachowanie, stać się złą osobą. Grać, jak w teatrze. To własnie on tak odmienił jej dotychczasowe szare życie. Teatr, muzyka i taniec i gdzieś daleko On - Filip - o którym myślała, w każdej sekundzie coraz bardziej.


Teraz nie było go przy niej, chociaż wiedziała, że sam też był winien- to miała ochotę napisać esa, cokolwiek, ale wiedziała, że zrobić tego nie może. Nie wypada. Sama nie wiedziała co o tym ma sądzić.
Wiedziała jedno - na sobotni wieczór wystroi się tak ekstra, że Filip będzie musiał ją zauważyć. Innej opcji nie ma. Otworzyła laptopa - w skrzynce mejlowej nic nie znalazła, prócz spamu.
Otworzyła photobloga i zaczęła pisać 'Życie młodego człowieka jest zbyt bardzo skomplikowane. Jak w szkole idzie Ci dobrze, to w prywatnych sprawach wali się i pali, a czy nie mogło by być idealnie? Widocznie nie." Sprawdziła czy wszystko dobrze napisała po czym dodała post i zadowolona wylogowała się.
Bloga prowadziła od niedawna, nikt szczególny o nim nie wiedział - oprócz Dari i Jagody. Był takim relaksem, ale od paru dni tajemnicza osoba dodawała komentarze pocieszające. Tym razem dodała coś co zaintrygowało dziewczynę: "Z Filipem się ułoży, zobaczysz. Mogę Ci to obiecać. Slicznie wyszłaś na tym zdjęciu."  Pomyślała, że może Daria, albo Jagoda robią sobie bekę. Były do tego zdolne, ale następnego dnia okazało się, że to wcale nie one.
- No co Ty , przysięgamy - odpowiedziały zgodnie.
- Dobra niech Wam będzie. Pogubiłam się, nie wiem jak mogłam was o coś takiego posądzić, tak mi przykro.
- Nic się nie martw - utuliły ją obie.
- Hm, wiecie idę na bal w sobotę do Kai .. - urwała.
Miny koleżanek zdradzały jedno : ŻAL I TROSKĘ.
- Filip tam będzie, zresztą rób jak uważasz - powiedziała Daria.
Z miny Jagody wyczytała, że ma to samo na myśli.
- Dziewczyny, to chodzi o to, że chce mu udowodnić. Pomożecie mi?
- No dobra. Masz już jakieś kreacje? - zapytała Jagoda.
- Tak, wpadnijcie po szkole w piątek poprzeglądamy.
Na lekcjach nie mogła się na niczym skupić. W głowie krążyła jej sobota. Odliczała dni, w piątek pojawiła się Daria i Jagoda z wesołymi uśmiechami na twarzach.
- No to pokazuj te kreacje - nakazała Daria - tupiąc nogą, aby dodać temu co powiedziała mocy.
Basia wyjęła z szafy kremową sukienkę i wysokie szpilki. Odmalowała się na tip top. Jednak dziewczyną się nie spodobało.
- Za mocno - powiedziała Jagoda.
- No dokładnie - dodała Daria.
A Basia zniknęła w łazience. Następne dwie sukienki? Szkoda się rozpisywać. W jednej wyglądała jak kartofel w zupie jarzynowej, a w drugiej jak połączenie maliny z ogórkiem kiszonym. Dopiero ostatnia kiecka zrobiła na dziewczynach wrażenie, takie, że mało nie pospadały z krzeseł.
- Wyglądasz.. - urwała Jagoda.
- Łał - dodała Daria.
Jasno fioletowa sukienka lekko falowana pięknie współgrała z obcasami i leciutkim makijażem.
- No to jest chyba dobrze? -spytała niewinnie Basia.
- Idealnie - powiedziała mama wchodząca z zakupami do kuchni - Wyglądasz cudownie.
- Podpisujemy się pod tym - krzyknęły chóralnie Daria i Jagoda.
Basia była szczęśliwa, miała 3 najlepsze osoby obok siebie. Szczęście zagościło w jej malutkim pokoiku. Nareszcie.


***
Budzik zadzwonił o 10. Wyspana i pełna energii zwlekła się  z łóżka. Mama była już w pracy, w domu została sama. Zjadła śniadanie, po czym zaczęła się szykować- zaczęła od ciepłej kąpieli po czym ubrała się w kieckę i podmalowała oczy. Postanowiła w ostateczności lokówką mamy podkręcić włosy. Usta pociągnęła błyszczykiem.Czas przygotowań szybko minął, bo na zegarze wybiła 19- pora na wyjście.
Włączyła tylko laptop i napisała 'Dziś wielki dzień, trzymajcie za mnie kciuki' po czym zgasiła światło, zamknęła drzwi i pognała na przystanek autobusowy. Nocą Warszawa wyglądała pięknie. Jak w bajce, tylko samochody zakłócały spokój. Do Kai daleko nie miała - jeden przystanek i parę kroków.
Zdyszana zjawiła się w porę. Od 2 metrów słychać było muzykę. Rihanna - Love the way U Lie. 
Postanowiła być silna. Drzwi otworzyła jej Kaja.
- No proszę, piękna jak zawsze. Wchodź. Impreza już trwa - wskazała palcem wieszak - Coś do picia?
- Nie, dzięki. Pójdę się przywitać - powiedziała Basia.
Czuła się dziwnie. Wzrokiem szukała jednej osoby- Filipa.
Zobaczyła go -a jakże. Siedział na kanapie, w objęciach... stop. Magda? Co tu robiła Magda? Zbierało jej się na łzy. Filip ujrzał swoją "byłą" i przytulił do siebie Madzię.
 Nie da łatwo wygrać temu podrywaczowi, łamaczowi - mówiła w myslach. Nie po to stroiła się w kiecki.
Silnej woli starczyło jej do połowy sobotniego wieczorku. Próbowała zwrócić na siebie uwagę klejąc się do Michała- czuła ukłucie zazdrości, gdy zobaczyła ten okropny pocałunek.
Łzy polały jej się po policzkach. Zmyły makijaż dostatecznie. Michał w porę złapał ją za rękę.
- Ej co jest? Chyba nie wyjdziesz przez tego dupka, hę?- zapytał. Minę miał skwaszoną. Miła rację.
- Nie, to nie o niego chodzi.. tylko... źle się czuję. Muszę leciec. Obiecałam mamie.
- No dobra, trzymaj się do poniedziałku.
Wyszła. Zmroziło ją od stóp do głów. Mogła wziąć czapkę- teraz żałowała. Łzy zaczęły lecieć od nowa.
Nagle poczuła, że ktoś za nią idzie. Przyśpieszyła kroku.
- Czekaj - zawołał.
Odwróciła się i dostrzegła postać Filipa. Rumieniec oblał jej policzek. Dobrze,że było ciemno i chłopak tego nie zauważył.
- Na? - zaczęła.
- Wybieglaś tak nagle z imprezy. Nawet się nie przywitałaś.
- Nawet? Miałam podejść do Ciebie i się witać, kiedy byłeś w objęciach Magdy? Skończ. Teraz puść mnie, bo spieszę się do domu. - odepchnęła chłopaka, ale ten wcale nie puszczał.
- Poczekaj, nie gadamy już tyle czasu.. czytam Twojego bloga i wiem jak Ci beze mnie źle, czemu więc to ukrywasz? Czemu tak postępujesz?
Wkurzył ją tym tekstem na maksa. Wybuchła w niej agresja.
- Cooo? Czytasz mojego bloga.. Ty.. - zabrakło jej słów.
- Ty? Misiu? Tak mnie nazywałaś w swoich postach - zaczął ją coraz bardziej podpuszczać.
- Jesteś beznadziejny. Nienawidzę Cię po prostu nienawidzę - i miała w nosie, że pół Centrum Warszawy słyszy to wyznanie, po prostu chciała to zakończyć. Chciała zapaść się pod ziemię. Uciec, cokolwiek.
Jednak Filip ją przytulił. Mocno objął ciepłym ramieniem.
- Pamiętasz jak było kiedyś dobrze? - zaczął -  Nasze wspólne bitwy na poduszki a teraz? - dokończył.
- Teraz Ty masz Magdę - powiedziała.
- Zazdrosna? Wszystko zrobiłem, żeby Cię zwabić. A z Magdą to nic poważnego, chciałem wzbudzić w tobie zazdrość i udało się. Twój tusz spływa po policzku i nie wmówisz mi, że to z zimna.
Zadrżała. Miał rację. Wnet przypomniała jej się wojna na poduszki. Ta radość, kiedy wygrywała.



- Mam kogoś- powiedziała bez tchu.
- To nieprawda. Kłamiesz- powiedział.
- Zostaw mnie, proszę - powiedziała cichutko. I odeszła.
Otworzyła drzwi, mama czekała w kuchni. Dopadła ją od drzwi.
- No i jak było? - zapytała, po czym dostrzegła na twarzy córki rozmazany makijaż - Płakałaś? Usiądź. Porozmawiamy.
- Mamo, to nic. Chciałabym już położyć się spać. Jestem bardzo zmęczona. Na prawdę.
Ułożyła się do snu. Nie wierzyła, że to wyznanie.. nie wierzyła, że Filip mówił na prawdę. Czuła, że okłamuje ją. Nie chciała do tego wracać. Pozostawiła ten temat na inny dzień. Zasnęła.

                                                                    ***
Obudziło ją słońce, przebijające się przez rolety. 
Siema nowy dzień - powiedziała i wstała. Ochrzątnęła się, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Otworzę - krzyknęła do mamy.
W drzwiach ujrzała Filipa.
- Mogę wejść? - zapytał.
- No dobrze - odpowiedziała zakłopotana Basia po namyślę. 
Weszli do Jej pokoju. Pokoik Basi był przytulny. Pod oknem znajdował się stolik. Po prawej stronie biurka stała komoda. Naprzeciwko ustawiono dwa fotele i okrągły stolik. Cisza się przedłużała.
Dziewczyna chrząknęła. 
- No więc? - zapytała.
- Przyszedłem Ci wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Doprawdy? Ależ nie musisz.. Nie kłopocz się.
- Nawet nie wiesz jak Cię kocham, a Ty maleńka wciąż uciekasz.
Dziewczyna zacisnęła dłonie na poręczy krzesła. Palce wbiła w tapicerkę, mocno, aż do bólu, żeby się nie rozpłakać z żalu i  bólu.
- Idź już - powiedziała.
Ujął jej twarz w ręce ale i tym razem Go odepchnęła.
- Pamiętaj, że wiecznie się za Tobą uganiać Baśka nie bedę.
I wyszedł. Trzasnął drzwiami. 
Głos Basi się załamywał z każdym słowem jakie chciała wypowiedzieć. To był koniec ich wielkiej miłości. Wyjęła kartkę i napisała "Bye, bye my love.. forever? Mejbi." Na blogu nie pisała. Usunęła go wczoraj, gdy tylko dowiedziała się, że ten dupek to czytał. Nigdzie nie czuła się bezpiecznie. Czuła, że on ją ma w garści. Obserwuje z każdej strony. Czuła się jak totalnie nienormalna wariatka z psychiatryka- ale to On ją tak ogłupił. Wiedziała tyle, że chce mu zaufać i pozwoli zakwitnąć tej miłości. Jutro poniedziałek- czas wielkich zmian - pomyślała i jaki miała zamiar tak zrobiła.

                                                                     ***
Swojego księciunia znalazła dopiero pod salą do kosza. Był zapalonym sportowcem.Nawet się nie przywitał. Mimo, że czekała pod salą 15 minut. Po prostu przeszedł obok niej obojętnie. 
1:0 - dla Ciebie. Pomyślała. Teraz Twój ruch. Czuła, że chłopak gra z nią swoją grę. Jak długo wytrzyma. Czasami zastanawiała się, czy on w ogóle ma serce? Bzdura. Każdy człowiek ma, tylko nie każdy umie z niego korzystać - tłumaczyła Daria pewnego popołudniowego ranka.
Nie szukała go w późniejszym czasie. Zajęła się sobą. A przede wszystkim biologią. Wsadziła nos w książki i nic poza tym ją nie interesowało, nagle coś przerwało jej naukę. To bójka w holu. Michał i Filip? Była bardzo zdziwiona, a jeszcze bardziej zdziwił ją fakt, gdy siedziała na dywaniku u dyrki, bo okazało się, że powodem bójki dwóch chłopaków była Ona.
- Ja nic o tym nie wiem - tłumaczyła się.
W końcu dyra wypuściła ją po przesłuchaniu. Poczuła ulgę, że nie wezwała jej matki.
W drodze do domu napotkała się na Filipa, nie mogła darować komentarza.
- Jak mogłeś w coś takiego mnie wpakować, cioto? - zaczęła bardzo ostro.
- O co Ci chodzi? Nie będzie jakiś przychlast mnie pouczał jak ja mam Cię traktować, że mam brać z ciebie przykład- prychnął.
- Jesteś żałosny, nie wiem co ja w Tobie wiedziałam, nie wiem.
Odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku bloku. 
Złapał ją za rękę, czekała na wyrok i jego gorzkie słowa, ale zamiast tego dostała gorącego całusa.
- Kocham Cię i przepraszam - powiedział.
Właśnie w tej chwili poczuła, jak bardzo jej zależy i jak kocha chłopaka a przede wszystkim jak tęskniła.
- A ja Ciebie - wtuliła się w jego tors.
- To może spacer? Warszawa wieczorem jest..
- Piękna - dokończyła i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

I szli razem, za ręce. Jak dawniej. Poczuła dawny smak miłości.
Co chwile zapewniał ją jak bardzo ją kocha, że może być tego pewna. I była. Ufała mu, poświęcała każde wolne popołudnie i wieczór. Daria i Jagoda cieszyły się z jej szczęścia, bo z dwojga złego wolały Basię szczęśliwą, niż smutną.
***

Dziewczyna szykowała się na wieczorowy spacer- ale jej chłopak nie zjawiał się. Dzwoniła, nie odbierał. Po godzinie czekania była pewna- zapomniał. Rozebrała się i właczyła telewizor. Skakała po losowo wybranych kanałach, ale na nic ciekawego nie trafiła.
Zaspamowała chłopaka esemesami, w trosce, że coś się stało. Nie odpisał na żadnego.
Nie oddzwonił. Tłumaczyła sobie, że pewnie nie miał kasy, ale powód był zupełnie inny jak okazało się w późniejszym czasie.

***
- Wejdźcie - powiedziała przybita Basia witając Darię i Jagodę. 
One też nie miały tęgiej miny.
- Stało się coś u Ciebie? Wyglądasz nie najlepiej. Miłość Ci nie służy- zaśmiała się Jagoda..
- Filip od 2 dni jest obrażony, żadnego znaku życia.. kompletnie nic.
- Faceci tak mają. Uspokój się. Jak kocha to wróci. Chodź pójdziemy na szoping- zachęciła Daria.
Udało jej się, bo pół godziny później siedziały w Centrum Handlowym zajadając pyszne lody.
Nic nie było w stanie popsuć atmosfery, dopóki nie zobaczyły Filipa w objęciach Kariny.
Baśka się załamała.Przyjaciółki szybko zarządziły zwrot na chatę.
- Musisz zerwac z dupkiem - zarządziła Jagoda, po czym poparła ją Daria.
- Ok - wychlipała.
Następnego dnia postanowiła wcielić swój plan w życie.

***
Chłopaka dostrzegła pod salą chemiczną. 
-Musimy pogadać- odciągła go na bok. 
- O czym? - ucałował jej policzek.
Był za miły. Dziwnie się czuła.
- Między nami koniec, widziałam Cię w tej galerii - urwała.
Chłopak nic nie tłumaczył. Odszedł. Miała już święty spokój. Do czasu, gdy zaczął ją nękać telefonami i esami z prośbą.

***
Olewała, próbowała olewać ale nie potrafiła. Zgodziła się na spotkanie. Mieli spotkać się na łodkach.
- Jestem - powiedziała.
- Dobrze. Wsiedli i płynęli.
- Jak mogłeś mi to.. - ucięła.
I znowu głucha cisza.
- Bo Cię kocham..
Gdy tylko dopłynęli do brzegu wysiadła i pędem pognała do domu.
KONIEC - myślała.
Wieczorem czytała esy, gdy usłyszała szelest, wyjrzała na balkon. Na coś nadepnęła to kamień. A pod nim liścik.
'Miałem nadzieję, że dziś się jeszcze zobaczymy. Ale obawiam się, że jezeli cie zobaczę nie zdołam wziąć się w garść. Podziwiam odwagę.. Baska, z jaką przecięłaś więzy, które nas łączyly. Ja nie byłbym w stanie. Rozumiem twą decyzję. Przepraszam, że sprawiłem ci tak ogromny ból. Byc moze nie mam prawa, ale chcialbym, żebyś mi wybaczyła. Pomyślała czasem o mnie. Kamyk zachowaj, znalazłem go dla Ciebie- Filip"
Był piękny. Zasnęła tuląc się do złotego kamyka- wiedziała,że to już koniec.. i z jednej strony cieszyło ją to, a z drugiej załamywało.






piątek, 18 stycznia 2013

No boyfriend no problem.




~ Kto powiedział, że przyjaźń damsko- męska nie istnieje? Zuza i Daniel znają się od piaskownicy. Chociaż ich charaktery są zdecydowanie przeciwne do dziś wspierają się jak brat z siostrą.
Razem uczęszczali do przedszkola, a poznali się na plaży w Gdyni. W upalny dzień mała Zuzanka lepiła z piasku wieżyczkę - była z niej dusza młodej  artystki, cieszyła się, gdy jej arcydzieło było gotowe. Radość nie trwała długo, bo na plażę wtargnął mały rozrabiaka o przebojowej twarzy, wziął łopatkę i zaczął niszczyć zameczek. Dziewczynka rozpłakała się i pobiegła wtulić się w ciepłe ramionka mamusi.
- Zuzanko, chłopiec nie chciał niczego złego.. - mówiła mama gładząc ją po czółku.
- Mamusiu - chlipała.
Po godzinie rodzicom mały potworków udało się pogodzić dzieci. Jak to mówią, początki bywają straszne - ale ważne, aby koniec był dobry.



                                                                      ***

Zuza słuchała muzyki. O 14 miał zjawić się Daniel i pomóc jej w matmie (z tego przedmiotu był po prostu świetny.) Co prawda wrzesień- ale od początku trzeba było ostro harować. Rozłożyła książki kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Pobiegła otworzyć.
- To ja - uśmiechnął się łobuzersko Daniel po czym wszedł go salonu i spojrzał na stolik - Matma? - skrzywił się żałośnie.
- Coś nie tak? Miałeś mi pomóc? Mamy klasówkę, a wiesz, że ja całkowicie nic z tego nie kminie. Kompletnie zero. - przygryzła dolną wargę.
- Miałem inne plany, chciałem iść na plażę, dziś zachód Słońca - ponoć niepowtarzalny - zachęcał.
- To jeszcze 3 godzinki, Daniel. Muszę to umieć, jak dostanę pałę mama uwięzi mnie w domu - mydliła.
- Ta ciekawe, czym smyczą? - roześmiał się.
- Tak - uśmiechnęła się promiennie po czym podała przyjacielowi książkę od matmy.
- Układy równań, zadania tekstowe - westchnął - Ciężki orzech do zgryzienia -rzekł.
Siedli więc i zaczęli przerabiać. Szło mizernie i wolno.
- Musisz pozbyć się nawiasów - sugerował.
Łatwo było mu mówić, był rok starszy - dawno to przerabiał a do tego mistrz z matmy więc co on tam mógł wiedzieć o tym jak było jej ciężko.
- Próbuję, tak? - wkurza się.
- Oj dobra, spokojnie. Coś nerwowa dziś jesteś - spojrzał łobuzersko w jej oczy jak to miał w zwyczaju.
- Phi - fuknęła - X będzie równe 10, a Y 18 - powiedziała z dumą w głosie.
- No, no. Umiesz, źle Cię oceniłem, księżniczko. A teraz kaman na plaże - pociągnął ją za rękę i pół godziny później szli brzegiem mocząc nogi w ciepłej wodzie.
- Przypominają mi się lata dzieciństwa, pamiętam jak zmoczyłaś kalosze i... - nie dokończył.
- Weź skończ z tym - ukuła go w nos.
- O ty zołzo - wziął ją na ręce i wrzucił do wody.
- Piękna z Was para - powiedziała przechodząca staruszka serdecznym głosem.
- Jesteśmy przyjaciółmi - powiedział Daniel - Coś nie tak? - dodał, kiedy spojrzał na Zuzę.
- Nie, ok. Tylko cała jestem mokra. Zimno mi - trzęsła się.
Opatulił ją swoją bluzą, przeszli się jeszcze kawałek i zabrali się na chatę.
Otworzyła dom.
- Matko, dzieci.. szybko do łazienki i na kolacje! - krzyknęła mama Zuzy w progu.
- Dobrze proszę pani - Daniel jak zawsze szarmancko ucałował dłoń pani Mai.
Zwarci i gotowi zasiedli do kolacji.
- Wyśmienita - powiedzieli oboje.
Atmosfera jak zawsze ciepła, matka Zuzy była pogodna i Daniela traktowała jak własne dziecko.
- To co do jutra, tak? - mówił wychodząc.
- Tak, pewnie. Oczywiście -utuliła go mocno zamykając drzwi.
Spała dobrze, to chyba dzięki tej kąpieli w ciepłym Bałtyku.
Zbudziło ją pukanie do okna.
- Halo, wstajemy - darł się Daniel.
- No już, zaraz będę na dole - odkrzyknęła.
Zwlekła się z łóżka, założyła ciuchy, zjadła śniadanie - poranną toaletę zaliczyła.
- Pa mamo - ucałowała swą rodzicielkę w polik i zbiegła po schodach.
Zdyszana stanęła przed Danielem.
- Jestem- zameldowała.
- Jak tam matma, pamiętasz wszystko? - zapytał zaciekawiony.
- Tak jest, profesorze -  zachichotała.
Ich drogi rozeszły się na szkolnym korytarzu. Zuza poszła do swoich koleżanek a Daniel na boisko do chłopaków - grać w kosza.
- Hej, hej - krzyknęła Olga szkolna koleżanka z ławki.
Inaczej nie można było nazwać tej o to długonogiej blondyny wpijającej się w usta chłopakom z wyższych klas. Wyglądała dziś jakoś inaczej, ale ogólnie była dobrą dziewczyną. Miała spoko gadkę, tylko charakter trochę zjechał jej na boczny tor - ale jak mówiła - naprawi się.
- No cześć - uściskała dziewczynę i zaczęły plotkować.
- Pierwsza matma? - zapytała Olga - Kurde, nic prawie nie rozumiem - zaczęła.
- Mi Daniel wytłumaczył, więc załapałam wszystko kochana - zaświergotała.
- No taaa... Daniel, ja to się zastanawiam Zuza czemu Ty z nim nie chodzisz? Cała szkoła gada, że pasujecie do siebie idealnie. No nawet ptaki tak gdaczą - powiedziała.
Do inteligentnych nie należała, no ale cóż.
- Ćwierkają - poprawiła kumpelę po czym dodała - Olga, nie świruj. Dawno Ci ten mit obalałam. Ja i Daniel równa się przyjaźń. Jest moim przyjacielem - najlepszym człowiekiem jakiego mogłam spotkać na mojej drodze. Nie chcę związków. Nie chcę niczego popsuć, jasne? - skończyła, bo rozdzwonił się dzwonek.
- No to siema matma - rzekła Olga wkraczając do klasy.
                                                                              ***
Koniec lekcji - odetchnęła z ulgą. Do domu wracała sama, ponieważ Daniel miał coś ważnego do załatwienia na mieście.
W domu nikogo nie było. Odgrzała sobie obiad i zasiadła przed TV.
Nic ciekawego nie było, więc położyła się na kanapie i wykręciła numer do przyjaciela - chciała się pochwalić i wybrać z nim na plażę - pogoda dopisywała a była żądna wrażeń.
Nie odbierał, raczył zadzwonić o 21.
- Sorry mała, ale wiesz.. - skończył - Jak matma? - dorzucił po namyślę.
Nie chciała, aby jej się tłumaczył. Byli przyjaciółmi- nie mieli tajemnic, ale ufali sobie i nie śledzili każdego swego ruchu.
- Nie było źle, chyba 3 będzie - powiedziała.
- Zła jesteś, Zuza? - zapytał.
- Nie skądże. Spotkamy się jutro? - rzekła wesoło.
- Jutro nie mogę.. - powiedział - Słuchaj muszę kończyć. Siemka.
Rozłączył się. W tle słyszała jakąś "imprezę". Może jej się wydawało, ufała Danielowi i wierzyła, że wszystko między nimi w porządku.. do czasu.
Rano nie stał pod jej oknem - nawet esa nie napisał. Zasmuciło ją to trochę, ale wstała z łóżka i powlekła się do łazienki.
Gotowa wyszła do szkoły.
Olga złapała ją, gdy tylko weszła.
- Hej! - rzuciła się na nią.
- Cześć, nie ma Daniela? - zapytała, nie widząc nigdzie swojej zguby.
- Nie, nie widziałam - powiedziała.
Zuza była niemile zaskoczona, gdy był chory - zazwyczaj pisał esa, że nie przyjdzie po nią. Cokolwiek.
W budzie rzeczywiście go nie było. Po lekcjach poczłapała na jego chatę.
Otworzył Maciek - brat Daniela.
- Co jest, laska? - spytał.
- Co z Danielem? - wypaliła.
- Y.. - zmieszał się. - Jest chory.
- Mogę wejść?
- Nie, to znaczy.. nie za bardzo, wiesz- gubił się.
- Luz , powiedz, żeby się odezwał do mnie. Pa - pożegnała się.
Poczłapała minut pięć po okolicy i zwlekła się na chatę.
Czekała na esa, telefon. Nikt nie odpowiadał. Daniela do końca tygodnia w szkole nie było.
W piątek dostała widomośc E-mail od Olgi.
'Siema koleżanko z ławki. Nie mam hajsu na tele aby do Cb zadzwonić, więc piszę na E-maila. Pamiętam jak cały tydzień narzekałaś na brak kontaktu... wiem w czym rzecz. Widziałam Go na osiedlu w objęciach Darii. Nie wkurzaj się, ani nic..oszukał Cię. Musicie pogadać. Trzymaj się.- Olga.'
Wpadła w osłupienie. Wzięła telefon- ale szybko go odłożyła. Następne dni dłużyły się nie miłosiernie.
Daniel nie dawał znaku życia, za to na osiedlu często widziała Go z Darią. Nie czuła gniewu, zazdrości, chociaż na dnie serca kuło ją - czuła, że traci przyjaciela - przez laskę z 3B.
 Ze łzami w oczach wróciła do domu. 'Jutro szkoła-myślała' Położyła się do łóżka, mimo, że nie mogła zasnąć - próbowała.
                                                                      ***
Zeszła po schodach. Czekał na nią Daniel- we własnej osobie. Miał skruszoną minę. Chciała być twarda i trzymać go w niepewności - taki charakter.
- Cześć - powiedział wyciągając zza siebie czekoladki - Czekoladowe, to dla Ciebie. Przepraszam, że nie odpisywałem, byłem ciężko chory.. brachol Ci mówił - utulił ją.
- Hej - spochmurniała - Tak słyszałam, zresztą nie tylko to - urwała.
- Co jest? - spojrzał głęboko w szafirowe oczka.
- Nie nic, widziałam Cię na osiedlu z Darią, tak wtedy gdy byłeś chory, "niby chory", gdy nie mogłeś zadzwonić do swojej przyjaciółki podzielić się tym niusem.
- Chodzimy ze sobą - zaczął się tłumaczyć.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - urwała.
- Ale chcę - spoważniał - Wtedy co dzwoniłaś, był gruby melanż. Maciek wyprawiał imieniny, zaprosił Darię i jakoś nas spiknął. Żałuję, że Ciebie nie było. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, ale wiedz, że nasza przyjaźń nadal jest dla mnie ważna, Zuza. Wynagrodzę Ci to, obiecuję. Jutro na plaży? - zapytał.
- Dobrze - powiedziała.
Resztę drogi przeszli w milczeniu, chociaż miała mu tyle do powiedzenia - ucichła.
- Może wejdziesz? -zapytała go pod domem.
- Nie mogę.. umówiłem się.. - uciął.
- Rozumiem - uśmiechnęła się - Pa - zamknęła drzwi i właśnie w tej chwili rozpłakała się tak bardzo. Szlochała, tak jakby rozrywała ją jakaś siła w środku.
'Co we mnie jest nie tak? Brzydka nie jestem, a mimo to wybrał ją.'
Szybko odsunęła tą myśl - byli przyjaciółmi. Nie kochała Daniela, nie nie nie. Powtarzała rozumowi no i sercu chyba też.
                                                            ***
   Szykowała ręczniki i krem, a także przekąski. Chciała spędzić ten dzień wyjątkowo. Gotowa miała już wychodzić, kiedy zadzwonił telefon.
- To ty, hej. Już wychodzę - mówiła.
- Zuza, przepraszam.. musimy to przełożyć.. mam ważne spotkanie.
- Okej.. - powiedziała.
Nawet nie pytała z kim. Doskonale wiedziała. Przegrałaś - podpowiadał wewnętrzny głos.
Załamana poszła do łóżka. Następne dni symulowała chorobę. Nie chciała zjawić się w szkole. Nie była gotowa na widok najlepszego kumpla w objęciach landryny.
    W środę z łaski przyszedł Daniel.
- Mogę wejść? - spytał matki Zuzy.
- Pewnie, Zuza jest u siebie - zaprowadziła go do pokoju córki i zostawiła młodych samych.
Wzięła w dłonie kubek i opatuliła się po czubek nosa. Nie chciała, aby widział jej ból.
- Co jest? - zapytał na wejściu - Mizernie wyglądasz.
- Bywa - ucięła rozmowę.
- Pogadamy? - zapytał. Widział, że dziewczynie leży coś na sercu.
- Nie mamy chyba o czym. Czekaj, olewałeś mnie? Chyba powinnam zrobić to samo, a jednak wpuściłam Cię do swojej komnaty i jeszcze z tobą konwersuję. -oburzyła się.
- Zuza, nie przesadzaj. Chodzi o ten wieczór nad plażą? Darcia mi zabroniła, nie chciała mnie wypuścić, świetnie mi z nią było. Pocałunki i te sprawy.Musiałem to odwołać. Zrozum. Jesteśmy przyjaciółmi - skończył.
- Przychodzisz do mnie.. jestem od 3 dni w domu. Nie dzwonisz, nie piszesz. Nic. Oszczędzasz na swoją laskę? Luzik. Mogłeś chociaż wpaść. Mogłam równie dobrze leżeć w szpitalu, ale nie.. wpadłbyś na 5 minut, jakby Ci twa dziewczyna pozwoliła. Nie no nie jestem zła, cieszę się, że ją masz. Ale odkąd jesteś w związku.. odkładasz mnie na potem.. potem może mnie nie być. Opowiadasz mi jak się całowaliście, jak było Wam dobrze. Jej zawieść nie możesz, ale mnie mogleś i ostatnio często to robisz. Obiecujesz, kłamiesz.. po co? Po prostu wiesz co, moim zdaniem trzeba naszą przyjaźń odłożyć.. - wygarnęła.
- Co? W sensie skończyć? Każesz mi wybierać tak? Taka z Ciebie przyjaciółka? Nie spodziewałem się tego po.. - chciał dokończyć, ale w oczach przyjaciółki dostrzegł łzy. Chciał je otrzeć, ale odrzuciła jego pomoc.
- Odejdź, proszę - wydusiła.
Nie odchodził, wtedy właśnie przytulił ją mocno. Wylała potok łez.
Spojrzał głęboko w jej oczy. Coś go ujęło i samoistnie ujął jej twarz w dłonie i pocałował.
Szybko odepchnęła Daniela.
- Przestań, lepiej jak pójdziesz.
- Zostanę, obiecuję.
Zadzwoniła jego komórka.
- Tak? No dobra.. będę. - powiedział do dzwoniącego. - To mama, muszę wracać. Pa.
Ucałował jej policzki i wyszedł.
- Do widzenia! - pożegnał się z mamą Zuzy.
 Zostawił ją samą z milionem myśli. Nie kochała go - uświadomiła to sobie, gdy nie poczuła żadnego dreszczyka emocji podczas pocałunku. Całą sytuacje w jej pokoju zostawiła dla siebie.
                                                                  ***
Następne dni starał wynagradzać przyjaciółce jak tylko mógł.Czuł się winien. Chodzili razem na spacery, nad jezioro. Sprawa pocałunku została zamknięta. Żadne z nich nie wspominali. Cieszyli się, że wszystko wróciło do normy. Do czasu.
- No co jest? - pytała zaniepokojona.
- Sprawdź skrzynkę pocztową. Kończę, kocham Cię. Trzymaj się. Cześć - rozłączył się.
Przeczuwała, że czeka ją niemiła niespodzianka. Nie omyliła się.
Otworzyła skrzynkę. Długi list.
Najpierw piosenkę "Eminem Beautiful" ich ulubiona. Potem wspólne zdjęcia od dzieciństwa aż do teraz.
A na końcu list, który poruszył ją niemiłosiernie.
'Jeżeli teraz to czytasz, to znaczy, że obejrzałaś już nasze wspólne zdjęcia. Te pierwsze- to Ty, kiedy śmiałaś się. 10 październik pośród liści. Kocham jak się śmiejesz.Masz wtedy takie słodkie dołki w policzkach. Następne to my- piknik w lesie. Twoje oczy wyszły tu nieziemsko idealnie. To trzecie to Twoje urodziny. Ten tort robiłem sam. Wyszedł- tak mówiłaś zajadając się truskawkami. Reszta to nasze szalone zdjęcia, nic się nie zmieniamy. Ostatnie to to z tego roku. Jesteś przygaszona. To ta sesja, którą Ci robiłem. Ostatnie zdjęcie jakie mam Twoje. Szkoda, że jesteś na nim pochmurna. Nie cierpię jak się smucisz.Pamiętasz dzień, kiedy się poznaliśmy? Jak rozwaliłem ten Twój piękny zamek. Chciałem Cię za to przeprosić. Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że to była najgorsza krzywda jaką Ci wyrządziłem.. aż do teraz. Przepraszam, Zuza.
Za to jak Cię pocałowałem- było to zbędne. Nie chciałem. Za to olewanie i przekładanie.
Za kłamanie. Jesteś super osobą i zasługujesz na kogoś lepszego. Zdjęcia zachowaj. Chcę żebyś pamiętała nasze wspólnie spędzone chwile, chociaż chyba lepiej jak zapomnisz. Ja o Tobie nigdy nie zapomnę. Jesteś takim promykiem na niebie, w pochmurne dni. Taką gwiazdą. Gdy będzie ciemno spójrz w niebo. Ta największa to Ty. Nazwałem ją Rose - na czesć tego, że kochasz róże. Wiemy o sobie tak wiele, a mimo to nawzajem tak potrafiliśmy znisczyć.. wróć. Ja zniszczyłem. Kurde, Zuza. Strasznie tu mieszam. Pogubiłem się. Może ta gwiazda naprowadzi mnie na odpowiednią drogę? Mam nadzieję. Chyba czytając to, wiesz o co mi chodzi. Chciałem się pożegnać. Lepiej, gdy będziemy sami. Kazałaś mi wybierać. To nie tak, że wybrałem Darię. Chcę dać Ci swobodę. Ze mną cierpisz. Beze mnie będziesz szczęśliwa. Szkołę zmieniłem. Przyjęli mnie. Nie dzwoń. Nie odpisuj. Ja też chcę zapomnieć, chcę Ci to ułatwić. Będzie cięzko ale damy radę. Spójrz na tą gwiazdę obok Rose. To ja- niby daleko, ale gdy będziesz w potrzebie przybliżę się do Ciebie. Twój/Nie Twój Daniel'
Rozpłakała się. Nie wiedząc czemu zażyła tabletki, idąc do łazienki potknęła się o kafelki i zemdlała.
Mama znalazła ją przy progu. Objęła córkę i zadzwoniła po lekarza. Zabrali ją na odział.
                                                                   ***

   Miała sen. Przeszłość. Siedzi na plaży i lepi zamek. Przy niej Daniel. Wszystkie wydarzenie przedzierają się przez jej głowę nieszczęśliwie. Budzi się zalana potem, przy jej boku siedzi mama, trzymająca ją za rękę.
- Mamo? - zapytała.
- Tak, już wszystko pod kontrolą. Zemdlałaś. Musisz 4 dni zostać w szpitalu na przeglądzie.
- Ah - skończyła.
Nie wiedzieć czemu otworzyła się przed matką i zaczęła mówić.
- Nie martw się. Znacie się tyle lat, na pewno wszystko się ułoży.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Chciałabym, mamo - przytuliła ją mocno.
Nazajutrz rano przy jej łóżku siedział Daniel.
- To sen? - pyta rozglądając się po sali.
- Nie, to ja. Przepraszam.
Zuza uśmiecha się. Tak bardzo brakowało jej chłopaka. Była w stanie mu wybaczyć. Miała nadzieję, że z tym do nie przyszedł.
- Odbudujemy wszystko - powiedział.
- A Daria?
- Zerwałem, po tym jak dowiedziałem się od Twojej matki co przeżywasz. Uświadomiłem sobie jak nasza przyjaźń jest ważna, wszystko wynagrodzę. Teraz na prawdę mówię.
Przytuliła mocno chłopaka.
- Dziękuję - dźgnęła go w brzuch.
- To ja tobie. Jesteś wspaniała. - uśmiechnął się.
Matka dziewczyny cieszyła się, że wszystko jest w porządku. Naprawiła przyjaźń.
                                                                  ***

- To wychodzimy! - wrzeszczeli.
- Dobra- mówi mama Zuzki.
Siedzili wspólnie na plaży, podziwiając gwiazdy.
- Patrz, więc to my? Jesteśmy obok siebie na właściwym miejscu - powiedziała Zuza.
- Tak jest przyjaciółko. Co powiesz na kąpiel? - zachichotał.
- O nieeee! Nawet się nie waż. - prychnęła.
Po 10 minutach oboje pluskali się w Bałtyku. Do dziś pamiętają ten wieczór. Wszystko.



 z dedykacją - Natalii P i Oli S.

sobota, 12 stycznia 2013

"Zostań, proszę"


CZĘŚĆ I.


Obudziła się w szpitalu. Nic kompletnie nie pamiętając. Wokół pełno odgłosów. Na swojej dłoni czuła lekki dotyk. Otworzyła powieki:
- Gdzie ja jestem? - zapytała.
- Obudziła się, obudziła!!! - krzyczał ktoś.
Wokół zbiegło się pełno pielęgniarek. Szpital - pomyślała, a potem zasnęła.

***
Ponownie otworzyła swe szafirowe oczy 2 godziny później.
- Kim jesteś? - zapytała chłopaka siedzącego przy jej łóżku.
Zdziwił się, spuścił głowę.
- Marta.. to ja, Nikodem. Twój chłopak.
Spojrzała na niego tak jakoś dziwnie, bez żadnej czułości.
- Nikodem? Ja nic nie pamiętam. Opowiedz co się stało - szepnęła cicho.
Zdecydowanie się zmieniła, była jakaś taka wyciszona, nie zwariowana jak kiedyś. Nikodem nie mógł tego znieść. Kochał Martę, ale nie tą nową. Chciał przy niej być, zawsze.
- Miałaś wypadek samochodowy. Twoja mama jest cała, tylko ty miałaś problemy. Mdlałaś.
- Od jak dawna tu jestem? - pyta zaciekawiona z odrobiną strachu w głosie.
- Miesiąc.
Mruży oczy. 'Miesiąc' głos w jej głowie lata jak szalony.
- Wszystko dobrze? - pyta Nikodem.
- Tak, jest w porządku. Dziękuję, że przyszedłeś.
Pierwszy raz tuli chłopaka mocno, bez uczucia. Zmartwiony wychodzi na korytarz.
'Co z nami będzie?' - pyta sam siebie.

***
Siedzi w domu. Spogląda za szybę. Oszroniona - zamyśla się na chwilę. Łamią ją kości. Policzki są spuchnięte. Do oczu napływają łzy.
- Córciu.. - mama próbuję od tygodnia nawiązać z nią kontakt - wszystko dobrze?
A jak ma być - myśli. Nie odpowiada. Wtula się w poduszkę i chcę sobie wszystko przypomnieć.
Nikodem odwiedza ją regularnie. Zabiera na spacery, pokazuję ich wspólne miejsca. Chcę nauczyć jej od nowa żyć, dobrze żyć.
- Marta, ułoży się. Zaczniemy powoli od nowa - mówi próbując pocałować ją.
Odpycha lekko chłopaka.
- Nie będzie nic nie pamiętam.
Czuję się żałośnie, jak w pułapce. Nie wie nawet jaka była kiedyś, co lubiła.. jaki wypadek. Szkoła, przyjaciele - kompletna pustka.

***
Mama przyłapuję ją z żyletką w łazience.
- Chciałaś się zabić? - krzyczy.
- Tak - szepce cicho jej mała córeczka.
Wtedy właśnie po raz pierwszy mocno się przytulają.
- Obiecuję Ci, Marta, ja zadbam o wszystko - i pocałowała ją w policzek.
Łzy pociekły po cerze Marty.
- Przepraszam.. mamo - powiedziała, a w jej sercu obudził się mocny szloch rozdzierający od środka.


***
Umyła zęby, włosy i położyła się spać. Zbudził ją zły koszmar. Zalana potem i łzami powędrowała do kuchni, zjadła czekoladę i zasnęła na kuchennym blacie. Rano przy jej łóżku siedział Nikodem.
Miał dziwną minę, był jakby zawstydzony.
- Przyniosłem Cię tu, bo spałaś na blacie.
- Nikt Cię o to nie prosił - fuknęła tak nagle.
- Zmieniłaś się.. - spojrzał.
- Nie, nie.. wyjdź proszę.
Wyszedł. Trzasnął drzwiami i już go nie było. Nie mógł pogodzić się z losem.

***
"Zostań, proszę" pisała na udzie ręką. Zostań, wyjdź - myślała w duszy. Chciała być sama, a za chwilę z kimś. Sama nie wiedziała czego oczekuję. Zamknęła pokój, puściła głośno muzykę, ze schowka w kuchni wyjęła whisky i zaczęła pić. 'Wypijmy za błędy, zdrowie!' Upadła z kieliszkiem w dłoni.
Mama znalazła ją, śmierdziała wódą.
Coś Ty narobiła - stanęła nad córką. Położyła ją w łóżku i okryła kocem.
- Dobranoc - ucałowała jej policzek.




CZĘŚĆ II.

Nazajutrz strasznie bolała ją głowa. Wstała z łóżka, szukając nogą kapcia. Znalazła. Odsłoniła zasłonki, po czym uchyliła okno i zaczęła wdychać świeże powietrze. Kręciło jej się w głowie, usiadła na kanapie i okryła się kocem, po czym wzięła z półki szklankę wody. Zdrzemnęła się.
Obudził ją lekki powiew wiatru. Postanowiła wyjść i pospacerować.
Na każdej ławce w parku siedziały pary zakochanych w sobie nastolatków i pomyśleć, że ona niedawno też tak siedziała a teraz nic nie pamięta. Do oczu napływały jej łzy, całe chmury łez. Na twarzy czuła uspokajające ją ciepłe promienie słoneczne. Liście spadały z drzew.
- To już jesień - szumiał wiatr w oddali.
Szła spokojnie alejkami omijając psy, które krążyły wokół jej nóg. Były urocze. Małe, spokojne, włochate. Kochała zwierzątka, a w szczególności małe czworonogi.
   Nagle poczuła, że "ktoś" za nią idzie. Mama ostrzegała ją, że z powodu, iż nic nie pamięta musi na siebie uważać. Sama nie mogła zadbać o bezpieczeństwo córki, gdyż godzinami przesiadywała w pracy.
Marta przyśpieszyła kroku. Na karku jeżyły jej się włoski z przerażenia.
- Poczekaj, stój, proszę - krzyczał nieznajomy.
Odwróciła się, odgarniając pukle kręconych włosów. Język ze strachu odmawiał posłuszeństwa, a policzki różowiały coraz bardziej.
- Kim jesteś? - wyszeptała bardziej to siebie.
- Krystian, tak ten, z którym chodziłaś.. nie odzywasz się ostatnio, bejbe? Co jest? - zaczął dotykać jej skroni, ale ta odepchnęła szybko chłopaka i zaczęła iść, niestety nie daleko, bo złapał ją za rękę i mocno przycisnął. Nie miała siły się wyrwać, dlatego była posłuszna, usiadła na polanie- tuż obok niejakiego Krystiana.
- Spieszę się - próbowała mydlic, ściemniać.
- Chyba należy mi się trochę wyjaśnienia, nie odzywasz się ani nic, Twoja matka mnie zbywa, już mnie nie chcesz? Kochałaś mnie! Ty zołzo - chciał ją uderzyć, ale powstrzymał się, gdy zobaczył wielkie zadrapanie pod szyją.
- Coo-co to jest? - wykrztusił z siebie.
- To? Ah - zaczerpnęła powietrza i zaczęła zdecydowanie - To jest rana, po wypadku. Od tego czasu minęło sporo, cóż. Nic kompletnie nie pamiętam. Ani Ciebie, ani Nikodema, kompletna pustka. Próbuję zacząć od nowa, poukładać te puzzle.  Już? Mogę iść? - spojrzała w jego oczy. Były pełne zdziwienia i jakiejś troski.
Objął ją niespodziewanie ramieniem.
- Kocham Cię, Marta - pocałował ją w policzek. Postanowił ją zdobyć. I nawet dobrze się składało, skoro Marta straciła pamięć to do niego wróci, to tak jakby dostał drugą szansę od losu. Szczęście błyskało od niego, nie uszło to uwagi dziewczyny.
- Co Cię tak cieszy? - spochmurniała.
- Cieszę się, że znowu jesteś przy mnie.
I tak jakby sama z siebie wtopiła się w Krystiana, wyczuwając perfumy.. piękne.

***
Weszła cichutko do domu, mając nadzieję, że mama jeszcze jest w pracy. Na jej nieszczęście miała pecha. Od progu szykowała się "poważna" rozmowa.
- Gdzie byłaś? Z kim? O co Cię prosiłam? Normalna jesteś,dziewczyno? Dzwonił Nikodem. Co się z Tobą dzieję? Miałaś nie wychodzić prosiłam Cię o coś!- krzyczała mama.
- Mamo, spokojnie. Nie jestem automatyczną sekretarką. Przystopuj, byłam w parku.. przejść się, spotkałam Krystiana no i wszystko mi wyjaśnił, tylko nie rozumiem czemu Nikodem. - urwała.
Na  twarzy matki malował się niepokój.
- Ten Krystian?! - spojrzała.
- Tak.
- Matko, dziecko ty nic nie pamiętasz - wtedy w kuchni rozległ się telefon i tak skończyła się rozmowa.
 Marta wbiegła do pokoju, po czym położyła się na kanapie, na szafce ujrzała telefon. Wzięła go do ręki.
13 nieodebranych połączeń? 2 esy? - NIKODEM. Złość rysowała jej się na twarzy, tym bardziej, że Nikodem ją okłamał. Wykorzystał jej zanik pamięci. To z Krystianem była przed wypadkiem, szczęśliwa..
Nikodem próbował to zniszczyć, wtopić się i być ostatnim puzzlem - ale nie ze mną te numery - myślała.
Po kolei w jej głowie układały się fakty i była pewna, jaką krzywdę zrobił jej Nikoś.
Pukanie do drzwi.
- Masz gości - rzekła mama.
- Hej - przywitał się Nikodem od progu.
Chciała udawać, ze nic nie wie, chciała, żeby wszystko było okej, albo, aby się sam przyznał.
Rozmowa się nie kleiła.
- Co tam? - próbował.
- Dobrze - odpowiadała.
Wszystkie jego próby nawiązania kontaktu zawiodły.
- Będę się zbierał - ucałował ją w policzek i po prostu już go nie było.
Dopadła ją jesienna chandra, zapuściła muzykę w głośnikach i wtopiła się w melodię.
Wystraszyła się, gdy na jej balkonie pojawiła się sylwetka mężczyzny, czuła się jak w horrorze.
- Otwórz, dostawa pizzy dla pięknej dziewczyny - bajerował Krystian.
- To ty - otworzyła balkon i wpuściła chłopaka - Jak miło, że jesteś - spojrzała na Niego tymi swoimi szafirowymi oczkami.
Zaczął dawać jej całusy. Zrobiło się gorąco.
- Hot - westchnęła.
- Moja hot szesnastka pamięta angielski, a swojego chłopaka zapomniała - zaczął całować ją po szyi.
Wtuleni leżeli na kanapie zajadając pizze.
- Może bitą śmietanę, kochanie? - tuliła się do niego.
- Ależ nie, nie - mrugał do niej - Ten księżyc jest taki piękny jak Ty - pocałował ją jeszcze raz.
Czuła się przy nim dobrze. Bezpiecznie.
Słodka idylla trwała do północy, bo właśnie wtedy do pokoju Marty wparowała mama z lekami.
Przeraziła się widząc córkę w objęciach Krystiana.
- Wyjdź stąd - darła się na chłopaka.
- Ależ - zaczął.
- Mamo - wtrąciła się Marta.
- Ostatni raz powtarzam- mama dziewczyny mówiła całkiem poważnie.
Zniknął.
- Jak mogłaś być taka głupia? Zawiodłaś mnie - wyszeptała mama.
- Mamo, ja Go kocham, zrozum - próbowała corka.
- Nie pamiętasz co Ci zrobił?
- Nie - wyszeptała.
- To Ci przypomnę. Bił Cię, kiedy zostawiłaś go dla Nikodema, znęcał się, to przez niego miałaś wypadek. Wjechał prosto na nas swoim motorem. Nie mówił Ci? Wielka szkoda, nie wiesz jak Nikodem cierpi, jak Cię kocha, każdego dnia przychodzi i próbuję, próbuję na nowo zbudować to co było kiedyś.
Jej matka wyszła. Została sama z myślami, z masą myśli.
Łzy napłynęły jej do oczu. Zasnęła.
Następnego dnia przy jej łóżku siedział Nikodem.
- Czy ja śnię? Czy cofnęłam się w czasie? - mówiła.
- Nie, jestem przy Tobie.. wiem, że po tym czego się dowiedziałaś, jesteś rozbita i potrzebujesz " przyjaciela". Dam Ci czas, jeżeli jeszcze nie jesteś gotowa - uciął.
- Dziękuję - wyszeptała.
Nikodem był czuły, wrażliwy, na każde zawołanie. Był zawsze. Ale brakowało jej Krystiana, jej serce podpowiadało.. odganiała za każdym razem tą głupią myśl.

***
Nikodem zaprosił ją na bal. Szykowała się cały dzień. Mama była w pracy, więc nie mogła zobaczyć trudu jaki włożyła. Poprawiła usta błyszczykiem, nałożyła kurtkę i szła w stronę przystanku, gdzie mieli spotkać się z Nikodemem.
Nagle poczuła silną dłoń na swoim ramieniu.
- Ładnie to tak uciekać przede mną? Mamusia już wyjaśniła? Ty wredna - nie dokończył, za to mocno uderzył ją w twarz, tak, że straciła przytomność - Nie rozumiesz jak Cię kocham? Nie? Jak możesz mi to robić.. zostawiać mnie drugi raz dla tego pedała, Marta, cholera...
Łzy leciały potokiem, a wraz z nimi krew. Nie była w stanie odpowiedzieć. Chłopak był egoistą nic z tym nie zrobił. Patrzył na jej ból, a potem odszedł mówiąc - Jeszcze się policzymy.
Telefon wibrował. Wykręciła numer do Nikodema.
- Jestem przy bloku, szybko.. przyjdź.
Był 3 minuty potem.
Wziął ją na ręce i zaniósł na górę, położył w łóżku i zrobił herbatę.
- Ten dupek odpowie za to co Ci zrobił. Obiecuję. - przytulił ją mocno.
- Dziękuję. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła - próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas.
 Siedziała na łóżku, trzymając w dłoni kubek. Nikodem siedział obok. Czuła bezpieczeństwo. Za oknem ciemność i deszcz stukający w szybę.
- Przepraszam, że przeze mnie nie poszliśmy na imprezę.
- Nic nie szkodzi, jeszcze masa ich będzie. Wszystko w porządku? - zapytał.
- Nie, tak się boję - rozkleiła się.
- Przy mnie nic Ci nie grozi - poklepał ją po plecach [...]

***
Rany się goiły. Został tylko ból na dnie serca, którego nie dało się zakopać jak kawałek drewna w piasku.
Od tygodnia chodziła do psychologa, pomagało jej to. Otwierała się i udało jej się zaufać ludziom. Na spotkaniach poznała Zuzę - dziewczynę o podobnych problemach.
Z Nikodemem układało się coraz lepiej.
Pewnego wieczoru, kiedy siedzieli sami zapytał:
- Czy te puzzle, są już złożone?
- Nie do końca - uśmiechnęła się.
Zdawała sobie sprawę, że Nikodem ją kocha, przynosił jej wspólne zdjęcia- ale pamięć wcale nie wracała.
Pod koniec listopada wzięli pod opiekę psa ze schroniska.
- Będzie Cię bronił przed tym dupkiem - powiedział Nikodem wyjmując z pudełeczka małego czworonoga.
Nazwali go Łatek, bo miał na sobie łatki. Był uciążliwy, w nocy skakał i  nie chciał spać.

***
Krystian chyba dał sobie spokój, przynajmniej na to wyglądało - gdy Marta zobaczyła go w parku z jakąś dziewczyną - współczuła jej, bo wiedziała jak ta toksyczna miłość się skończy. Maszerowała z Łatkiem alejkami i rozmyślała. Wieczorem punktualnie w jej pokoju na jej łóżku siedział książę Nikodem.
- Cześć - uśmiechnęła się w progu, podając Łatka w jego ręce - Zaopiekuj się nim chwilę - dodała.
Poszła do kuchni, wzięła czipsy i sok pomarańczowy. Ułożyła swoją małą pociechę w kojcu i zajęła się gościem.
- No to - zaczął - Wiesz, bo ja Cię coś bardziej niż lubię - powiedział po czym ujął jej twarz w dłonie.
- Jesteś super przyjacielem, dziękuję.. ale nie wiem czy jestem gotowa na coś więcej - pobladła.
Czekała na jego wyrok, złość, sama nie wiedziała na co, ale zamiast tego na swoich wargach poczuła gorącego całusa.
- Ale możemy spróbować, zgadzasz się? - spojrzał w te jej ogromne szafirowe oczyska.
- Tak - przytuliła go mocniutko.
Dni z Nikodemem mijały bardzo szybko, czuła się szczęśliwa. Jej facet był idealny. Razem pojawiali się wszędzie, oczywiście w towarzystwie Łatka.
- Kocham Cię - mówił na pożegnanie, gdy wracali ze spaceru.
- A ja Ciebie - muskała jego wargi.

***
14 stycznia obchodziła 17 urodziny. Czekała na Nikodema, czekała.
Gdzie on jest? - myślała. Łudziła się, że może zapomniał, ale to nie było w jego stylu.
Przed 14 dostała esa : Bądź w parku, na naszej ławce." Tak, mieli swoją własną ławkę.
Tam się całowali i przeżywali swoje najlepsze w życiu chwile. Zarzuciła kurtkę i pognała jak sarenka do parku.
Telefon zawibrował "Spójrz w niebo. Kocham Cię."  Na jej twarzy zajaśniał uśmiech. Czuła się jak w bajce, w której odnalazła księcia. 5 minut później przed nią pojawił się Nikodem z bukietem róż.
- No to wszystkiego najlepszego, kochanie! - mocno ją pocałował.
- Dziękuję - powiedziała.
Zaciągnął ją na polane, gdzie czekał tort - truskawkowy jej ulubiony.
- Pomyśl życzenie - namawiał.
"Żebyś został na zawsze " - pomyślała  i zdmuchnęła świeczki.
Siedzieli na polanie do północy.
- Gwiazdy tak ładnie błyszczą - mówiła.
- Tak - dotykał jej falujących włosów.
Nagle w jej głowie zaczęło się strasznie wirować.
Zemdlała w jego ramionach.
- Marta, halo co jest?! - krzyczał.
- Słabo mi - próbowała z siebie wydusić.
Oczy same jej się przymykały, nie mogła tego pohamować.

***
- Gdzie ja jestem? - cichutko świergotała.
- Na oddziale. Zasłabłaś, chyba to nic groźnego.
- Na na na pewno? - próbowała się uśmiechnąć.
- Ależ oczywiście, słońce. Obiecać Ci to mogę - pocałował jej czółko.
- No, gołąbeczki.. muszę Was tu rozdzielić na moment. Muszę porozmawiać z pacjentką. - uśmiechnął się serdecznie.
- Dobrze. Trzymaj się maleńka - powiedział Nikodem.
Doktor obejrzał ją ze wszystkich stron.
- Wygląda na to, ze wszystko w porządku. Musisz bardzo na siebie uważać, po wypadku samochodowym przez najbliższy rok, możesz odczuwać pewnien dyskomfort. Mogą przypominać Ci się zdarzenia bolesne przez, które w efekcie będziesz mdlała, miała skurcze i tym podobne objawy. Trzeba bardzo na siebie uważać - rzekł pokrzepiająco doktor.
- Będę mogła już dzisiaj wyjść? - zapytała Marta.
- No dziś nie, kochana. Musimy zatrzymać Cię na obserwacji. Jutro będziesz wolna. Muszę wracać do obowiazków, trzymaj się - powiedział doktor odchodząc.
Zasnęła, w głowie jej się kręciło.. zbudził ją jęk pacjentki obok.
- Księżniczka się obudziła? - zaśmial się Nikodem.
- Osz ty wariacie - ucałowała go mocno. Kocham Cię.
 [...]

***
Ścieliła szpitalne łóżko.
- No to uważaj na siebie - mówił doktor.
- Już ja o to zadbam - uśmiechnął się łobuzersko Nikodem.
- Dziękuję doktorze, dowiedzenia.
Szli alejką. W domu czekał na nich ciepły obiad.
- Mamo jesteś wspaniała - ucałowała swoją rodzicielkę.
 *
Nikodem dbał o nią coraz bardziej. Czuła się jak małe bezbronne dziecko.
- Nie przesadzasz? -mówiła, gdy pytał po raz setny czy dobrze się czuję.
- Nie, kocham Cię. Przepraszam - dotykał jej warg.
Usnęli wtuleni w siebie, zakochanych zbudziła rano Łatka, trzymająca w pysku smycz.
- No to czas na spacer - uśmiechnął się Nikodem.
Tak szli alejami, byli najszczęśliwszymi ludzmi pod słońcem.